środa, 14 maja 2014

Przygody Tomka część 3



11.04.2014
Altagracia

niedziela palmowa




Chyba mogę zapomnieć o obcisłych gatkach i pelerynie, bo dziś rano odzyskałem czucie. Boli przy każdym kroku, jak jasna cholera, ale przynajmniej jestem na znanym podwórku. Chryste, ale to był poroniony pomysł z tym wulkanem. Chyba czas przejść na turystyczną emeryturę. Jak wrócę stąd żywy to przestawię się na hotele, plaże i drinki. Muszę tylko zatrudnić kogoś, kto będzie mnie tłukł po łbie za każdym razem, jak zacznę się zastanawiać nad powrotem do kariery poszukiwacza przygód.

12.04.2014
Altagracia - Granada

O świcie przypłynęliśmy promem do Granady, gdzie Dawid zakochał się w casillos. Do tego stopnia, że samemu pochłonął osiem porcji tej tortilli z serem i cebulką, i jeszcze strofuje mnie, co to znaczy, że mi wcale ta potrawa nie przypadła do gustu. Sorry, ale tym razem wybiorę hot-doga. Po prawie dwóch tygodniach próbowania lokalnych specjałów jedna bułka z parówką honoru mi nie splami. Zresztą to też amerykański wynalazek.

szkolny autobus ze stanów w wersji środkowoamerykańskiej
13.04.2014
Granada - Managua - Leon

Obudziłem się czując, że płonę. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, ale znamienitą część mojego ciała toczył wampirzy jad. Ugryzienia miałem na stopach, łydkach, dłoniach, ramionach, plecach i na szyi. Naliczyłem w sumie trzynaście punktów zapalnych, a każdy sprawiał, że aż mnie skręcało.

Okej, wiem co myślicie. Facet dwa dni temu omal nie spieprzył się z wulkanu, a tu płacze, że pogryzło go parę komarów. Powiem wam, jak to działa. Za dnia mogę być żarty do woli i zwyczajnie to ignorować. Poswędzi to poswędzi i w końcu przestanie. Ale przez sen jestem delikatny jak dziecko. Zanim rozbudzę się na tyle, by wyprzeć ze świadomości fakt istnienia pogryzionych części ciała, cierpię katusze powstrzymując się przed drapaniem. Zresztą, na litość boską, trzynaście ukąszeń?

Żeby nie było, że tylko ja jestem tak smakowity: Dawida też zaatakowały w nocy komary. Ale on jak śpi to można by jeździć po nim walcem, a i tak się nie obudzi. Chętnie przehandlowałbym za tę umiejętność jakiś własny talent. Tylko wpierw musiałbym taki odkryć.

14.04.2014
Leon - Samotillo - Amatillo

Ten dzień zaczął się od najbardziej przykrego śniadania, jakie kiedykolwiek zaserwowano mam w hotelu. Okej, zdarzały się już zimne tosty czy płatki bez mleka, często też tego śniadania wcale nie było, ale jak obiecano nam, że o ósmej będą naleśniki to doprawdy nie spodziewaliśmy się, że po przeszło kwadransie oczekiwania przy stole obsługa wskaże nam kuchnię i zasugeruje, że mamy radzić sobie sami. Jak przystało na dżentelmenów, poczekaliśmy więc wpierw aż jakaś pani pierwsza przygotuje ciasto, a dysponując już gotowym półproduktem i tak poprzestaliśmy na jednym naleśniku, który rozdziobaliśmy na patelni na drobne kawałeczki. Żeby nie trzeba było go kroić, oczywiście.
do świątyń starożytnych majów można się dostać na wiele sposobów

Posileni i z zapasem energii na cały dzień udaliśmy się do punktu turystycznego, by dowiedzieć się w nim, że dziś na żadne bezpośrednie autobusy do Salwadoru nie dostaniemy już biletów. Jako że z kryzysowymi sytuacjami radzimy sobie świetnie, marudziliśmy sprzedawcy tak długo, aż w końcu podzwonił po dworcach i ułożył nam alternatywny plan podróży komunikacją podmiejską. W ten sposób wycieczka z punktu A do punktu B wzbogaciła się o przesiadki w punktach A1, A2, A3 i A4, ale ostatecznie osiągnęliśmy swój cel. A był nim przejazd przez cały Honduras, najniebezpieczniejsze państwo Ameryki Północnej.

Mógłbym was zanudzać szczegółami, jak to okradli Dawida, a mnie dźgnęli nożem, gdyby nie to, że nic takiego się nie stało. Prawdę mówiąc, poza dworcami, kilometrami dróg i wszechobecnym syfem, to nic nie widzieliśmy. No może jeszcze dużo wojskowych, którzy dbają, by chociaż główne węzły komunikacyjne w kraju były wolne od ataków lokalnych bojówek.

Wspomniałem o syfie, rozwinę więc nieco ten temat. W Nikaragui pojemniki do segregowania śmieci stoją na każdym większym placu, a nawet w zapyziałych wioskach na słupach wiszą prośby o zachowanie czystości. W Hondurasie, dla kontrastu, o porządek nie dba nikt. Ludzie wyrzucają na ulice wszystko, od papierków począwszy, a skończywszy na zwyczajnym złomie. Najwięcej śmieci ląduje w rowach przy głównych trasach, bowiem pasażerowie autobusów żrą w nich na potęgę, a wszystkich opakowań pozbywają się przez okna. Wśród nich królują zaś foliowe woreczki, w które pakuje się dosłownie wszystko, łącznie z napojami.

pupusas, czyli placki z zapiekanym serem
Na początku miałem wyrzuty sumienia, szczerze. Ale jak od jednej granicy do drugiej nie można uświadczyć ani jednego kosza, człowiekowi odechciewa się tachać ze sobą odpady.

Do przejścia granicznego z Salwadorem dotarliśmy pod wieczór, uznaliśmy więc, że zaraz po odprawie znajdziemy sobie jakiś kąt do spania, by nie włóczyć się po nocy po już mniej strzeżonej okolicy. Widzicie, jacy potrafimy być rozsądni? Wyboru specjalnie nie mieliśmy, zapukaliśmy więc w okute blachą wrota jedynego hotelu w całej okolicy. Właścicielka przybytku chyba nie spodziewała się gości, bo dopiero po paru ładnych minutach usłyszeliśmy dźwięk odsuwania się ciężkich zasuw. Hotel La Esperanza strzeżony był jak bunkier.

Oprócz nas i zaszytej gdzieś rodziny nieco nawiedzonej pani, w całym budynku nie było żywej duszy. Taki stan musiał tu trwać już od dłuższego czasu, na meblach zebrała się bowiem zauważalna warstwa kurzu, a pod prysznicami rozpięte były pajęczyny. To   dziwne uczucie przechadzać się samemu po hotelu pełnym pustych pomieszczeń. Nie żeby był to zaraz Overlook ze Lśnienia, ale też wchodził na psychikę. Głównie dlatego, że nie było w nim chyba żadnej równej powierzchni. Sufit pod dziwnym kątem czy ściany, które nie widziały poziomicy to jeszcze nic niezwykłego, ale podłoga, po której można by zjeżdżać na desce, szeroki na metr korytarz, który gdyby przy jednej ze ścian napełnić wodą do 20 cm, przy drugiej byłby jeszcze suchy i schody naprzemian śmiesznie niskie i za wysokie, to już coś raczej rzadko spotykanego. Od samego patrzenia może się zakręcić w głowie.

Cóż, idę spać. Może nie będzie straszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz