niedziela, 28 czerwca 2015

Misja Tułacz 2 #04 - Italiano Mediolano

Wsiadłem w miejski autobus. Biletu kierowca sprzedać nie mógł na mocy tego samego głupiego prawa co u nas. Przejechałem, więc trasę na gapę, aż do pierwszej stacji metra mediolańskiego o nazwie: Rho Fiera. Koniec końca okazało się, że ta stacja była gdzieś daleko od samego miasteczka Rho, czyli ta cholerna stacja benzynowa była jednak daleko, oj daleko od czegokolwiek.

Katedra po nocy robi wrażenie. Dookoła gołębie i ludzie ze selfie-stickami.


Pojechałem do centrum do Mediolanu, a że byłem tam kiedyś parę lat temu, to nie czułem się zupełnie obco. Była chyba godzina 18:00, bo wagony były wypełnione o brzegi. Przejazd zamiast okazać się reklaksująco-kojącym zakończeniem dnia był w rzeczywistości sprawdzianem mojej tężyzny fizycznej. Spojrzałem przez czarną szybę w nicość pomiędzy tłum ludzi. Ciężko było uwierzyć, że byłem dzisiaj w Liechtensteinie, w domu Evelynn, potem na zimnych szwajcarskich autostradach pośród Alp, w aucie tego Niemca, na pamiętnej stacji benzynowej i teraz tu w zatłoczonym, ciepłym wagonie mediolańskiego metra. Mózg nie do końca poprawnie chyba te wszystkie sygnały przerabiał.

Właściwie celu swojej dzisiejszej podróży nie miałem, bo wiedziałem jedynie, że chcę przekimać w mieście, a nie na tej stacji, jak już się udało z niej wyrwać. Wysiadłem zatem przy stacji metra Duomo, bo pamiętałem, że tam była ta słynna katedra, czyli pewnie i centrum miasta i mnóstwo hosteli. Wysiadłem, strzeliłem sobie selfie z Duomo i wbiłem do Maca szukać darmowego wifi. Internet był tak mizerny, że nie dało rady nic wyszukać. Chciałem coś zjeść z McMenu, ale w kolejce stało kilkadziesiąt osób z czego jedna trzecia to byli Afrykanie, jedna trzecia Włosi, a jedna trzecia Azjaci. Odpuściłem sobie wobec tego bigmaca i skupiłem się na znalezieniu hostelu. Jako, że te szwajcarskie autostrady i ziąb tak mnie wymęczyły, to stwierdziłem, że zamiast biegać po mieście i szukać noclegu, kumpel mi to załatwi. Zadzwoniłem do niego: Hej, jestem w Mediolanie. Znajdź mi tani hostel blisko Duomo. Rafał nawet nie pytał dwa razy o co chodzi i wcale go nie zdziwiło, że dzwonię właśnie z Włoch.

Hostel Lumiere - polecaaaaam!


W końcu dotarłem do tej dzielnicy Mediolanu, gdzie znajdował się mój supertani hostel. Oczywiście po drodze się gdzieś zgubiłem, pomimo, że miałem dokładny adres. W zasadzie Włosi też nie wiedzieli, gdzie to jest. Jednak finalnie zlądowałem w małym, położonym w kamienicy hosteliku. Wystrój był zajebisty, jako, że wiele z mebli było w starym, włoskim stylu. Łazienka wyglądała jak z jakiegoś romantycznego filmu. Aż prosiła się o zdjęcia na instagrama. Azjatycko-ładna recepcjonistka nie miała jak wydać reszty, ale jako, że wybierałem się coś zjeść to wzięła mój paszport w zastaw. Była już chyba 21:00, ale po tym całym szalonym dniu wyszedłem szukać taniego, azjatyckiego najlepiej żarcia. Niestety z relacji przechodniów okazało się, że poniżej 10 euro to ja żadnego fastfooda nie kupię. Biada mi! Mogłem wybrać „sprawdzonego” macdonaldsa i odstać swoje w kolejce. Klnąc pod nosem udałem się na poszukiwania carrefoura mini i skompletowałem sobie włoską kolację.

środa, 17 czerwca 2015

Misja Tułacz 2 #03 - dalej w stronę Włoch

Turlałem się powoli przez tę Szwajcarię, bo każdy kierowca zabierał mnie może o 5-20 km dalej. W ten sposób w ciągu dwóch godzin „zaliczyłem” może z 5-6 życzliwych kierowców. Jednych z moich dobrodziejów była dziewczyna pracująca tam zaledwie od 3 miesięcy. Słowaczka piszczała podeskcytowana na myśl o mojej podróży. Gdyby nie fakt, ze przejechalem zaledwie 50 km od Liechtensteinu przyjalbym jej zaproszenie na narty. Ona, jak sama wspomniała, zasiedziała się z chłopakiem Szwajcarem i porzuciła styl życia pełen spontaniczności i podróżowania. Teraz przypomniałem jej o tym wszystkim.



Po Słowaczce bardzo długo stałem w jednym miejscu, aż zrobiło się naprawdę zimno. Kurewsko zimno. 

Nie było wielkiego mrozu, ale moje ciało desperacko domagało się ciepła. Rozum podpowiadał, że to co akurat teraz robię jest głupie, a i ciało buntowało się jak mogło. Co jakiś czas przechodziły mnie silne dreszcze i skakałem tak w kółko w obawie o swoje skostniałe palce stóp. Uratował mnie na szczęście kierowca granatowego Seata Leon.


Niemiec był małomówny i musiałem go ciągnąć za język zanim powiedział czym się zajmuje. Na szczęście nie lata w Luftwaffe, a pracuje dla firmy produkującej kotły ciepłownicze. Hans nie wydawał się jakoś super usatysfakcjonowany ze swojej pracy. Aczkolwiek powiedział, że lepsza taka praca niż żadna. Mówił tylko, że nuda tak samemu jeździć. Zatrzymaliśmy się na (dosłownie) mały obiad na stacji benzynowej w częśći Szwajcarii, gdzie większość ludzi gadała już po włosku. Dla niewtajemniczonych dodam, że w tym bogatym kraju mówi się, aż w czterech językach: niemieckim, francuskim, włoskim i romansz. Finalnie kierowca podrzucił mnie w okolice Mediolanu, uścisnął mi mocno dłoń na pożegnanie. No! Takich Niemców to ja rozumiem.



Włoska pogoda sprawiła, ze od razu poczułem sie raźniej. Po szwajcarskim zimnie nie pozostało dużo śladu i czułem się jakbym zmienił strefę klimatyczną. Szybko okazało się jendak, że wcale nie jest tak fajnie, jakby się wydawać mogło. Przyjechała policja i zakazała mi łapać stopa na autostradzie. Mogłem tylko pytać ludzi przejeżdżających przez stację. Ilość użytych przekleństw w tamtej godzinie sprawiła, ze wyczerpalem chyba caly limit brzydkich słów do końca wiosny. Okazało się, że przez 1,5 h nikt nie chciał mnie zabrać. Nawet gdy proponowałem im pieniądze by podwieźli mnie do Mediolanu wszyscy odmawiali.




Byłem już prawie pogodzony z myślą, że będę koczować albo w krzakach przy płocie albo w toalecie na stacji (nawet sobie wybrałem w której), ale pojawiła się nowa opcja. Jakiś staruszek widząc moje trudy ze złapaniem kierowcy pyta się czy szukam hotelu. Jako, że gadaliśmy przez płot, to przeszedłem na drugą stronę. Znalazłem się na dziwnym, zrujnowanym osiedlu i szczerze mówiąc takiej biedy to we Włoszech jeszcze nie widziałem. Dziwny dziadek wypakował swoje (?) zakupy z bagażnika jednego auta i kazał iść za sobą. Minęliśmy jakąś nietypową kawiarnię pełną staruszków i odeszliśmy już od „mojej” stacji benzynowej na dobre, bo jakieś pół kilometra. Aż w końcu znaleźliśmy się przy drugim aucie. Nie wiem czy też należało do niego, ale wsiedliśmy i podjechaliśmy pod jakiś hotel. Podziękowałem dziadkowi, bo uratował mi dupę. W hotelu co prawda było za drogo, ale wskazali mi autobus do Mediolanu. Okazało się bowiem, że jestem w niejakim Rho i jest to miasteczko położone niekoniecznie blisko miasta mody.

niedziela, 14 czerwca 2015

[ Misja Tułacz 2 ] odc. 1 - Przez zimną Europę

Zgodnie z zapowiedziami wrzucam pierwszy filmik z serii o mojej podróży z Bydgoszczy do Gambii, w Afryce. Przedstawia on moją tułaczkę przez Liechtenstein, Włochy i Francję. Swoją drogą nigdy nie sądziłem, że montaż może być tak pracochłonny. Kolejne odcinki już wkrótce, to jest wtedy kiedy je pomontuję. Łukasz mi pomaga, ale przed nami jeszcze sporo pracy.



Jak ktoś jeszcze nie widział zwiastunu serii, to klikać tutaj.