| Niemal koniec pierwszego lotu na ekranie. Nie można się było nudzić. Na pulpice w fotelu do wyboru gry, filmy, audio kolekcje itd. |
Będę pisać chaotycznie i nieskładnie, jako że za dużo się dzieje, aby to treściwie relacjonować. Po kilku tygodniach w Polsce, z których większości i tak nie spędziłem w domu, wyruszyłem wreszcie do upragnionej Azji. Po drodze byłem jeszcze w Gdańsku oraz pozałatwiałem kilka ważnych spraw np. szczepienia, czy wizyta u ortopedy (podwichnięty kciuk). No i w "międzyczasie" była Gwiazdka i spotkania ze starymi przyjaciółmi.
| Ad Dauha z samolotu. |
| Trochę splendoru w Katarze na lotnisku. |
Do Warszawy pojechałem już kilka dni przed lotem i ostatecznie 31 grudnia o godzinie 7:20 znalazłem się na lotnisku im. Chopina. Potem drzemka na niewygodnym metalowym fotelu i pierwszy lot do Kataru. Pomimo, że trwał ponad 5h, to dzięki niezmiernie komfortowym warunkom, łatwo to było przeboleć.Z tego co słyszałem, Polacy zdążyli wyczerpać zapasy niektórych, co lepszych trunków.
| Noworoczna kolacja. |
Potem przesiadka w Katarze, w którym pokoczowałem jedynie na lotnisku. Dziwny ten sylwester, ale jak się okazało, podobny termin lotu wybrała masa warszawiaków i większość przesiadała się Ad Dauha do Bangkoku, Singaporu i Kuala Lumpur.
W Bombaju wylądowałem około 3 nad ranem w Nowy Rok, nieco rozczarowany, bo tego dnia jedyną oznaką obchodzonego sylwestra były krótkie życzenia stewardesy i grupka podpitych Polaków w autobusie transferowym.
| Przedsmak tłoków w wydaniu hinduskim. |
Rozczarowanie zastąpione zostało innymi emocjami tj. ogólnym szokiem, bo INDIE zaczęły się już na lotnisku. Gigantyczne kolejki do stanowisk celnych i dziwnie wkradający się wszędzie chaos.
Po przejściu przez urząd imigracyjny i odebraniem bagażu, zorganizowałem sobie prowizoryczne spanko w korytarzu przelotów tj. materacyk dmuchany. Przespałem się na lotnisku parę godzin. Nie chciałem zapuszczać się do Bombaju, po pierwsze nocą, a po drugie niewypoczęty. cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz