czwartek, 21 listopada 2013

MISJA TUŁACZ: Kilka dni w Skandynawii (Gavle, Szwecja)

Szwecja zaskoczyła mnie nieco, bo nie spodziewałem się, że będzie to raczej mało zaskakujące miejsce. Interesującą destynacją wydaje mi się np. Turcja lub Chiny, ale i w Skandynawii wiele miłego mnie spotkało.

Wybraliśmy się z Hanną rowerami na mały tour po mieście Gävle, który liczy sobie jakieś 80 tys. mieszkańców. Miasto piękne, a zwłaszcza kompleks parkowy położony nad rzeką Gavleån. Uwagę zwróciła też farbyka kawy Gevalia (dawna, łacińska nazwa miasta) obok której czuć nawet zapach mielonych ziaren.

Lokalna kawa - fascynująco aromatyczna! Szwedzi kochają kawę.
(fot. PiGlobal)


Demonstracja
Odwiedziliśmy też starówkę, a tam obok centrum handlowego Galeria Nian stał ciekawie wyglądający namiot. Okazało się, że to lokalna demonstracja Kurdów. O tej nacji, z perspektywy Polaka, napiszę tak, że jest znany z dwóch rzeczy. Po pierwsze z terroryzmu prowadzonego przez bojówkę PKK, a po drugie z olbrzymiej gościnności i niezwykle przyjaznemu nastawieniu. Nieco sobie z Kurdami porozmawialiśmy, jako że w zeszłym roku wyprawiłem się w tamtejsze rejony (Irak Północny).

Meczet
Mężczyzna spotkany przy namiocie zaprosił nas na posiłek do jego kawiarni. Poszliśmy jednak dalej i obiecaliśmy mu, że spotkamy się może później. Po drodze z ciekawości weszliśmy do lokalnego meczetu Al-Rasheeda. Tyle u nas negatywnych wiadomości odnośnie muzułmanów w Skandynawii, więc chętnie chciałem pogadać z którymi z nich. Sposób w jaki islamiści organizują swoje centra kulturalne zagranicą i jak dbają o "swoich" mógłby wiele nauczyć europejczyków. W telegraficznym skrócie... wspierają oni swoich niemal :bezinteresownie", ponieważ widzą w tym profity ogółu. Jak ktoś jest zainteresowany tą kwestią, to zapraszam do lektury tutaj. Trzeba dodać, że świątynię, którą odwiedziliśmy ufundował jakiś szejk z Kataru.

Nieco później umówiliśmy się telefonicznie z "facetem z namiotu". Spodziewałem się, że prowadzi jakąś małą, obskurną kafeterię w bocznej ulicy. Okazało się jednak, że jego lokal to całkiem porządna kafejka w centrum wielkiej galerii handlowej. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że całkiem dostatnio mu się żyje. Dotarło to do mnie, gdy pokazał mi zdjęcie swojego Bentleya (?), którym wybrał się w długą podróż ze Sztokholmu do Turcji.

Biblioteka
Krótko i na temat. Mają tutaj bibliotekę, którą odwiedza podobno 0,5 mln ludzi rocznie. Nie wiem jak to policzyli, ale faktycznie ruch w środku jak na Marszałkowskiej. Filia jest też czynna 365 dni w roku!

Kozioł
Szwedzi, jak każdy inny naród mają swoje odchyły od normy. Jednym z nich jest niewątpliwie zwyczaj stawiania wielkiego kozła, który stanowi symbol miasta. Wykonują go z drewna i z siana. Wygląda to nieco jak ta rzeźba z filmu Miś. Kozioł stoi tak sobie zimą w centrum miasta, aż w końcu ktoś nie wytrzyma i go... podpali. W ostatnich latach zachował się tylko raz.



Śledź
Jednego wieczoru, w domu rodziców Hanny, zebrały się jej sąsiadki. Jedna z nich przyniosła tradycyjne, szwedzkie danie, bo przecież o to wcześniej prosiłem. Jakże mogłem być tak głupi.

Intrygujące danie.
(fot. scandinavianland.blogspot.se/)


Surströmming, bo tak nazywała się niespodzianka wieczoru, podany był na szczęście w towarzystwie różnych innych dań. Danie śmierdzi tak mono, że nie idzie wysiedzieć przy stole. Powód? Ta potrawa to po prostu sfermentowany śledź trzymany w puszce przez rok lub więcej. Puszka ma w sobie tak wielkie ciśnienie, że czasem wybucha i przez to linie lotnicze zakazały przewożenia tego przysmaku na pokładzie. Kto nie wierzy, może sprawdzić tutaj: Surströmming. Powiem tylko, że zapach jaki temu towarzyszył był ciężki do zniesienia. Lokalni czasem dla bezpieczeństwa otwierają to na podwórku... W życiu nie jadłem czegoś dziwniejszego, ale do odważnych świat należy. Nie było ostatecznie tak źle, bo jadło się tą rybę z chrupkim pieczywem, pomidorami, śmietaną i ziemniakami. Mimo to, na 100% nie wejdzie do kanonu moich przysmaków. Za to do gustu przypadł mi bardzo rewelacyjny Skärgårdssill i kawior, który je się tu często.


Inne potrawy
To już dużo lepsze! Łosoś!
(fot. http://www.123rf.com)
Hanna na poważnie wzięła sobie moje słowa, że kuchnia szwedzka nie jest pewnie zbyt rewelacyjna i próbowała zmienić moje zdanie. I tak przy pomocy łososia, który swoją drogą kosztuje podobnie jak w PL, podanego w towarzystwie sałatek zmieniłem nieco zdanie. Mama Hanny poprawiła daniem o nazwie Falukorv, które to jest kiełbasą wyrabianą z wędzonej wołowiny. Ogólnie mam wrażenie, że część potraw przypomina nieco rodzimą kuchnię. Pycha!

Tyle teraz niedługo dalsze wieści! Dodam więcej fotek ze swojego aparatu, jak znajdę kabel do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz