Tam było lepiej... |
Pogrzebałem trochę w internecie i okazało się, że istnieje coś
takiego jak opisany przeze mnie syndrom postparadise i najbardziej
podatni na niego są mieszkańcy Wysp Brytyjskich. Podobno opisywane
przeze mnie „chorobsko” dopada aż 4/5 z nich po urlopie. Co
więcej mniej niż połowa z nich wraca z urlopu... wypoczęta. Nie
trzeba chyba nikogo przekonywać dlaczego, bo pogoda tam nie zachęca
do życia. Przeciętny Angol, gdy wróci do swojej Ojczyzny pełnej
grubych lasek, wysokiego czynszu i średnio przyjemnej narodowej
kuchni może się załamać. Ginie wszelka motywacja, radość z
życia, czy aktywność. Wyspiarze nazywają to czasem „back to
work blues”.
Objawy typowe dla syndromu postparadise to:
- bóle głowy (na samą myśl o pracy)
- apatia
- rozdrażnienie
- spadek nastroju
- problem ze skupieniem się
- uczucie przeciążenia pomimo że wróciło się z urlopu (sic!)
- uczucie dyskomfortu
No dobrze, ale jak leczyć? Oto kilka moich porad.
Święte słowa. |
Rada nr 1 – praca to nie piekło
Zorganizuj miejsce pracy. Hej, przecież dopiero co przyjechałeś z
raju. Wykorzystaj to jako dodatkową supermotywację do działania.
Masz powód by ciężko harować, aby kiedyś zaoszczędzić na domek
na Filipinach. Nie traktuj powrotu z raju jako problemu samego w
sobie. Wręcz przeciwnie. Potraktuj to jako paliwo do pracy ciesząc
się wspaniałymi wspomnieniami.
Rada nr 2 – wracaj powoli
Wszystko powoli. Nie musisz od razu wbiec do biura i dokończyć
wszystkie projekty w rekordowym tempie. Wdrażaj się do swojej pracy
powoli. Podkręcaj temo subtelnie. Inaczej czeka ciebie wielki
psychiczny dykomfort i przeciążenie.
Rada nr 3 - aktywność
Teoretycznie pewnym rozwiązaniem jest solarium, ale osobiście wolę
naturalne (i darmowe!) promieniowanie słoneczne. Jest to w zasadzie
półśrodek. Lepszym rozwiązaniem jest aktywność fizyczna.
Spacery są dobre na wszystko.
Rada nr 4 – postaw na pozytywność
Nie myśl o czymś co było. Wakacje/podróż/urlop/wycieczka się
skończyły i nie ma najmniejszego sensu nad tym ubolewać. To
zamknięty rozdział. Gdy zrozumiałem, że Gambia to przeszłość i
skupiłem się na tym co teraz muszę robić, tu w Irlandii... ożyłem
na nowo. Depresyjny nastrój zniknął.
Profesorek wyjaśnia o co biega w temacie (ang.)
Inne sposoby to m.in. zamówienie od razu biletów na kolejne
wakacje/podróż, oglądanie fotek z wypraw, wybranie się na kolację
w restauracji, serwowanie sobie posiłków znanych z tropików,
słuchanie egzotycznej muzyki, ale też i... alkohol oraz urlop na
żądanie. Podobno kriokomora, czyli terapeutyczna kapsuła z niską
temperaturą to też dobre panaceum. Nie wiem. Nie próbowałem.
Osobny problem stanowi w ogóle fakt, że wiele osób wybierających
się w tropiki po prostu swojej pracy nie lubi. Na to w zasadzie nie
ma prostej recepty. Raj nie jest tu przyczyną a objawem naszej
depresji. W takim przypadku chyba warto doradzić... zmianę pracy
lub stylu życia.
Smutne jest to, że przy dzisiejszym, superszybkim trybie życia co
raz trudniej jest... wypoczywać. W świecie co raz większego pędu
i wymagań ciężko jest wrzucić mniejszy bieg, a potem z powrotem
włączyć turbo. Zatem ten kontrast pomiędzy moim zabieganym życiem
w Irlandii, a spokojną sielanką w Gambii tak bardzo mnie zabolał.
Mam nadzieję, że swoimi wypocinami pomogę niejednemu powracającemu
z „raju”.
* - przynajmniej na mnie