Dzięki zaradności Hanny zostałem zaproszony do jej szkoły, aby poprowadzić z dzieciakami krótkie warsztaty na temat graffitti. Sam fakt, że w liczącej 28 uczniów klasie, może 6 maksymalnie była biała, nieco mnie zadziwił. Każdy z dzieciaków miał dosłownie inne rysy twarzy: od Latynosów, przez Hindusów, Turków, Afrykanów (z każdej części), po Azjatów w chińskim wydaniu. Delikatnie mówiąc, dziwna sytuacja i nawet wytłumaczyłem wszystkim, że polskie szkoły wyglądają inaczej, tj. bardziej homogenicznie.
małe warsztaty z dzieciakami |
Dzieciaki bardzo spoko, choć niektórzy nieco zbyt naładowani energią. Nie mniej, wysłuchali tego co miałem do powiedzenia i po części teoretycznej, pokazałem im jak używać farby w spraju na dyktach przed szkołą. Co ciekawe, dziewczęta miały dużo większy talent do tagowania, niż chłopacy. Ogólnie motyw warsztatów był taki, że młodzież może wykorzystać swoje talenty w mniej destrukcyjny sposób i coś tym samym w życiu osiągnąć. Przeszła mnie taka refleksja, że zamiast lansować się na facebooku, gdzie to ja nie jeżdżę i jakiego to ja nie mam cudownego życia, mogłem przy okazji w szkole przekazać dzieciakom coś pozytywnego.
Potem na jednym ze szkolnych korytarzy namalowałem kilka twarzy. Ścianę kończyłem następnego dnia nieco wieczorem. Swoją drogą pierwszy raz nie martwiłem się zbytnio doborem kolorów, przez co na jaw wyszedł nieco mój daltonizm. Efekty macie na zdjęciach.
część szwedzkiej klasy |
Przy okazji... Bufet w szkole zasługuje na miano parogwiazdkowej restauracji. Siedem surówek do wyboru robi swoje! Aczkolwiek dla Szwedów to norma. Nawet nie chciałem się dzielić wspomnieniami z moich wypadów do "wielkogarowej kuchni". Polskie stołówki nie są złe, ale zdecydowanie nie pozostawiają szerokiego wachlarzu wyboru dla maruderów.
ścianka na korytarzu w szkole |
Dzień zakończyłem z poczuciem, że zrobiłem coś wartościowego i altruistycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz