Gdy okazało się, że moja doba hotelowa
kończy się o trzeciej nad ranem, po chwili niepotrzebnego gniewu postanowiłem pójść drogą Buddy i nie dać się chciwym Hindusom. Za nic nie chcieli mi pozwolić przespać się do dziewiątej i na nic zdały się argumenty, że wszystkie pokoje i tak stoją puste. Trzecia rano - check out! Toteż jako sprytny Polak, musiałem wymyśleć coś innego.
|
Tak wyglądal mój ekskluzywny lounge. Szczurów brak. Wiatraki niestety nie działały. |
|
Pyszny obiadek na dworcu - wegeteriańskie birani. |
|
Japończycy na minirowerkach również otrzymali zjebki od pani w żółtym sari. |
Tego dnia miałem i tak opuścić miasto i wsiąść do pociągu do Ernakulam. Problem w tym, że odjeżdżał on dopiero w pół do piątej popołudniu. Trzynaście godzin włóczenia się po Hyderabadzie to całkiem sporo, zwłaszcza, że z grubsza już je splądrowałem. Smażące słońce nijak też zachęcało do włóczenia się po ulicach. W końcu wpadłem na pomysł, że mogę się przecież przekimać na dworcu. Nie brzmiało to może super roządnie, ale w końcu chodziło o przemęczenie się jedynie nad ranem, a nie o całą noc spania. Po za tym w Jhansi się udało przespać na dworcu i to przy piszczących szczurach, więc czemu tutaj nie miałoby się udać.
|
Czego nie wolno w poczekalni. |
|
Stoisko z.... wodą i mlecznymi sokami/napojami. |
Tak też zrobiłem... o trzeciej na ranem wymeldowałem się z hotelu, zostawiając na recepcji swój duży plecak, a z małym bagażem udałem się na dworzec. Było zaskakująco chłodno, ale i na to byłem przygotowany, bo zabrałem ze sobą swój dmuchany materac i lekki śpiwór, czyli mój ulubiony sposób na kimanko po za domem. Szybki spacerek na dworzec zabrał mi jedynie 10 minut. Na peronach, ani w gmachu nie znalazłem w miarę zacisznego miejsca, ale o dziwo przy biurach znajdowały się dwie poczekalnie. Jedna oznaczona dla klas Sleeper, a druga dla AC. Wybrałem tę swoja, bo paradoksalnie przeznaczona dla ekonomicznej klasy pasażerów, była lepszą poczekalnią od tej dla klasy klimatyzowanej. Pomimo, że było niesamowicie tłoczno wszedłem do małej hali, w której koczowała grupka może 90 ludzi i w dosłownie dwie minuty rozłożyłem swoje koczowisko (śpiwór i dmuchany materac). Uwielbiam to robić, bo wzbudza to najpierw driwny, małe zamieszanie, wręcz podziw, wśród najbliższego otoczenia pasażerów. Zapadłem ponownie w błogi, słodki sen...
|
Rozkład jazdy. |
Obudził mnie wrzask tuż nad moją twarzą. Okazało się, że ze snu wybudziła mnie krewka stara Hinduska w żółtym sari. Z nerwów zacząłem do niej gadać po polsku, ale ona i tak wrzeszczała mi nad uchem w hindi, więc nic a nic się nie rozumieliśmy. Staruszka była rozgniewana i nie wiem czy powodem było moje spanie na ziemi w poczekalni. Awantura się ciągnęła, tzn. z jej strony, bo ja sobie z krzyków nic nie robiłem. Położyłem głowę na plecaku z krzywym uśmieszkiem patrząc na staruszkę, a to tylko z gniewu uderzała o ziemię miotełką. W końcu poszła. Za chwilę jakiś młody facet przetłumaczył mi, że chodziło o fakt, iż nie zapłaciłem wstępu do poczekalni i nie wpisałem się do wielkiego zakurzonego zeszytu na biurku. Opłatę w wysokości 55 rupii (2,90 zł) uiściłem, jak przystało na porządnego backpackera...
|
Dziewczyny pomogły znaleźć właściwy wagon, ale wstydziły się aparatu. |
Sam zakup biletu do Ernakulam miał też swoją historię. Moja totalna olewka i kompletny brak przygotowania przed podróżą do Indii odbił się czkawką. Nie zarezerwowałem pociągu w porę i dopiero na dwie godziny przed przejazdem okazało się, że mam miejsce. Przez kilka dni oglądałem mało zachęcające miejsce 127 na waiting list. Do ostatniego dnia ( bo bilet nabyłem na tydzień przed odjazdem) byłem jednak przekonany, że biletu nie sprzedam, tylko będę jechać "na janka" i uda mi się załatwić coś u konduktora.
Pociąg do Ernakulam okazał się najdłuższą, ale i najwspanialszą jeśli chodzi o zawiązane przyjaźnie przejazdem, ale o tym innym razem...
|
Japończyk w poczekalni ze swoim rydwanem. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz