czwartek, 5 grudnia 2013

MISJA TUŁACZ: chwila spokoju u babci (Różanystok, Polska)

Babcia dzwoni.
Jak pisałem w ostatnim poście, udało mi się umówić z Agnieszką, która podwiozła mnie z Rygi, do Różanegostoku, czyli jakieś 460 km. Nie mogłem lepiej trafić. Jechaliśmy po nocy, więc drogi były niemal puste. Jeden temat rozmowy zastępował drugi, jako że Agnieszka całkiem niedawno wróciła ze swojej kilkumiesięcznej podróży po Ameryce Południowej. Podczas jazdy dowiedziałem się od Niej sporo nowych rzeczy, zwłaszcza o Chile.

Do babci przyjechałem w nocy, a że lubię robić żarty, więc jej o tym wcześniej nie powiadomiłem. Niestety żart nieomal obrócił się przeciwko mi, gdy babcia nie chciała mi otworzyć drzwi. W końcu była pierwsza w nocy i mogłem być potencjalnym złodziejem. Tylko po co włamywacz miałby dzwonić?

W miejscowości babci mieszka może max z 200 osób. Dobre miejsce na odrobinę ukojenia po włóczeniu się. Żołądek na babcinej kuchni też wrócił do normy, po nieregularnym żywieniu.
To może 1/3 zapasów babci!




Mimo, że jak zwykle jestem w biegu, postanowiłem stanowczo, że zostanę z babcią jakieś kilka dni. W ostatnich latach nie miałem dla niej zbyt wiele czasu, a przecież nie wiadomo, kiedy babcia zejdzie z tego świata. Może widzę ją ostatni raz? W ogóle dziwi mnie, że tylko starsi ludzie mówią otwarcie o śmierci. Co jak co, ale tego akurat możemy być pewni. Zatem nie widzę tu żadnej kontrowersji. Tym bardziej, że właśnie z babcią rozmawiam o śmierci otwarcie.

Babcia, ma już 87 lat, ale trzyma się lepiej niż niejedna 60-latka. Ludzie ze wschodu są bez wątpienia silniejsi. Mimo bolącej nogi i szalejącego orkanu odprowadziła mnie na stację. Moja mała bohaterka.

Babcia odprowadza mnie na stację kolejową.


mapa podróży







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz